Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

wtorek, 14 czerwca 2016

O fizyce... gawędy

Mam taką koleżankę sprzed kilku lat, która ogląda wszystkie internety i jak coś znajdzie to posyła. A że w sztukach walki jest zaprawiona i przy okazji mocno złośliwa, to rozmowa z nią jest raczej schematyczna:
- Ejże fizyku, widziałeś to?
- No, widziałem.
- Dokładnie?
- Dokładnie.
- Cierpisz?
- Ehe!

Kiedy mamy okazję porozmawiać, bo na rower czasem wpadnie z daleka, to mówię: "Eeee, czepiasz się." Ale jeśli potem znajduję to samo napisane gdzieś drugi i trzeci raz to już sobie myślę, że z tej legendy ziarno prawdy nie powinno wykiełkować. Ale tym razem zróbmy inaczej. Nieżyjącemu już senseiowi przypisuje się słowa, że: "Nie wolno [...] zapominać o nieustannym poszukiwaniu nowych źródeł energii". Zapytajmy więc: 
Jakiej to energii należy poszukiwać? Co możemy jeszcze mieć oprócz mechanicznej pracy mięśni zmąconej, co najwyżej, irracjonalną dietą, nieumiejętnością oddychania i kiepską strategią lub złomną psychiką?  
Z wielu pogadanek, zwłaszcza internetowych, widać, że różni praktycy zapominają, że podstawowym wyznacznikiem tego co można będzie z ciosu uzyskać jest osiągnięta prędkość i użyta masa. I ci, którzy walczą kontaktowo wiedzą, że nawet wyprzedzony lub zabłąkany cios może zrobić niezłe zamieszanie, bo coś złamie, coś wybije, gdzieś wyłączy prąd. Im większa prędkość i masa ciosu, z którym przyszło mi się zmierzyć, tym prawdopodobieństwo, że będzie on groźny rośnie. Oczywiście parametry mechaniczne to nie wszystko i nasze ostatnie parterowe treningi dość klarownie to pokazują i udowadniają. Chociaż... z drugiej strony... chyba są tacy, którzy się w walce nie mylą i jakiś kontakt z kosmosem mają: