Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

czwartek, 30 czerwca 2016

Start

Z niemałym trudem rozpoczęliśmy cykl treningów wakacyjnych. Rozkręcimy się od poniedziałku, już w pełnym składzie. Dzisiaj kontynuacja sasoi waza i chwila mojej nieuwagi pozwoliła błysnąć talentowi Pauliny. Dziadki i ojcowie robili sobie swoje, a Paulina zaszalała. Wykorzystując zwody skonstruowała kilka fajnych kombinacji i wyszła nawet z tych opresji na zdjęciach:



UWAGA!
Najbliższy trening w poniedziałek: 19.00-20.45

niedziela, 26 czerwca 2016

TRENINGI WAKACYJNE

W najbliższy czwartek tj. 30.06.2016 rozpoczynamy miesięczny cykl treningów wakacyjnych. Kurs podstawowy to treningi w poniedziałek i czwartek od 19.00 do 21.00 w LO III w Bielsku-Białej. Grupa zaawansowana trenuje bez zmian; sobota/niedziela od 19.00.

W tym czasie inni bawią się tak:

sobota, 25 czerwca 2016

Zdjęcie miesiąca, ... tego samego

Wcześniej Paulina rozprawiała się z żółwiem, teraz Zbychu się odwdzięczył:


Gawędy o metafizyce

Okazało się, że przegapiłem i rodacy są dość płodni w internecie w tematyce fizyki karate. No, może bardziej metafizyki niż fizyki, ale zawsze to coś. No i jednak to anglojęzyczni rodacy. Jeden z autorów nawet opublikował swój artykuł w Shotokan Karate Magazine, choć tym to raczej mnie upewnił, że SKM jest periodykiem metafizycznym, niż stąpającym twardo po Ziemi. Natrafiłem więc na dwa kolejne artykuły, które znów mnie zastanowiły dlaczego ludzie niektóre oczywiste tłumaczenia chcą sobie komplikować terminami niewytłumaczalnymi, dodatkowo wprowadzając nieporozumienia. No i oczywiście pytam nieustannie, gdzie byliście karatecy, gdy chciano Was nauczyć fizyki w szkole?
W pierwszym artykule, pada na przykład stwierdzenie, że jakakolwiek niedoskonałość w ustawieniu ciała spowoduje, że użycie oddechu stanie się niemożliwe. Potem, niczym Bruce Lee autor czyni porównanie do wody ... Ci, którzy pamiętają z UFC Tanka Abbota, ale także przyglądają się uważnie współczesnym karatekom widzą, że gdyby te rygory były tak drastyczne, karatecy padaliby jak muchy z niedotlenienia, a nikt inny nie potrafiłby zadać skutecznego ciosu. Pamiętam też zdanie z pewnej książki o karate, które stwierdzało, że aby czegoś się tam nauczyć dla samoobrony trzeba na to poświęcić długie lata. Ale przyznajcie się, kto z Was zapisał się na trening karate z nastawieniem, że "chciałbym osiągnąć perfekcję w samorozwoju, w sztuce człowieczeństwa. itp"? A kto zapisał się, bo po prostu liczył na opanowanie sposobów samoobrony i przy okazji czegoś jeszcze jako ewentualny bonus? Nie komplikujmy więc niepotrzebnie rzeczy sprawdzonych. Rozumiem też dlaczego dawny japoński sensei niczego nie tłumaczył tylko kazał powtarzać. Ale czy współcześnie specjaliści z Sony, gdy uczą elektroniki, albo ci z Toyoty uczą budowania samochodów to też nic nie tłumaczą tylko każą patrzeć?
W dalszej części artykułu autor analizuje "linię energetyczną" w czasie mae geri i pisze tam o roli nacisku na podłoże i wydechu dla wygenerowania reakcji z podłoża. Szkoda tylko, że na zdjęciu, które zrobił sobie przyjął pozycję, która znacząco utrudni mu uzyskanie efektu, o którym pisze. Byłoby mu na pewno łatwiej, gdyby SKM wydrukował kiedyś artykuł o zenkutsu dachi, który uznał jednak za zbyt techniczny. :-(
Mimo wszystko sięgnąłem po drugi artykuł i tam na wstępie, zostałem trafiony "trasami energetycznymi Yin i Yang". No trudno, tak już pewnie musi być. Resztę więc czytałem już raczej nieuważnie, ale jednak trafiłem na perełki. I to w dodatku na perełki pozytywne! Pierwsza z nich to zdanie: "[...] To samo ćwiczenie wykonane tylko przy użyciu rotacji bioder i bez wsparcia ze strony nogi podporowej generuje bardzo ograniczony efekt". O! tym mnie autor ujął. Po raz drugi udało mu się to w momencie, gdy stwierdził, że "wibracja, która jako skutek powinna być elementem każdej techniki, to jednak nie jest źródłem energii sama w sobie". Pięknie!!!
Potem jeszcze było coś o spiralnym przepływie energii w górę i w dół, ale już postanowiłem się nie wgłębiać...

czwartek, 23 czerwca 2016

Koniec; zdjęcie miesiąca

Zakończyliśmy sezon zasadniczy. Wkrótce komunikaty o kontynuacji, ale teraz zdjęcie miesiąca. Paulina walczy z żółwiem, za chwile go rozpakuje, przetoczy i założy juji gatame:


środa, 22 czerwca 2016

W zdrowym ciele, zdrowe ciele

Zapytałem Panią lek. med. ładnie, czy zgodzi się na udostępnienie swojego artykułu na naszej stronie, ale być może nie działa Pani panel komunikacyjny i dlatego jednak skopuję go tutaj (trochę skracając) podając źródło. Całość, wraz z komentarzami można czytać tutaj. Polecam czytać z pewną dozą kontrolowanej euforii, ale artykuł brzmi interesująco:


Tak często dzisiaj słyszy się dzisiaj pytanie:
„Skąd dokoła nas tyle przypadków raka? Albo chorób autoimmunologicznych, cukrzycy?
Dlaczego tak wielu cierpi z powodu depresji, trądziku, bólów kolan, bioder, krzyża… i tak dalej i tak dalej… Bezdyskusyjnie - to jest plaga. Ale… dlaczego?
Z wieloma chorobami jest jak z puzzle. Atakują nas, kiedy większość elementów się dopasuje. Nie wiemy dzisiaj jak wyglądają wszystkie kawałeczki układanki w przypadku powszechnych dzisiaj chorób, np. raka (medycyna uczy pokory). Ale… z całą pewnością możemy powiedzieć, że zidentyfikowaliśmy wiele z nich. I to jest pozytywna wiadomość. Jeśli je wyrzucimy z naszego życia- zmniejszymy szansę na to, że dopadnie nas któraś z powszechnych dzisiaj chorób. Na niektóre czynniki nie mamy wpływu (jak np. zanieczyszczone środowisko w jakim żyjemy, geny, które sprezentowali nam nasi rodzice). Ale… nie możemy zapominać o tym, że (niestety) dzisiaj wiele osób cierpi i umiera z powodu schorzeń , które HODOWALI sobie niejako … na własne życzenie... przez lata. Oczywiście, jako ludzie, nie jesteśmy idealni. Większość z nas nie jest w stanie pozbyć się niektórych brzydkich nawyków = fragmentów tego puzzle (np. palenia papierosów). Ale … może inne jesteśmy w stanie wywalić? Bo w przypadku tej „układanki” nie działa zasada „wszystko albo nic”. Im więcej wyeliminujemy tych złych - tym dla nas lepiej . Próbujmy.

[...]

Ruch w odpowiedniej dawce pomaga LECZYĆ choroby. Wcale nie w mniejszym stopniu niż leki. I to jest mocno udokumentowane. Tylko… jego rola jest niedoceniana, bo na propagowaniu takiej informacji nie można zarobić tak jak na sprzedaży pigułek. Gdyby było inaczej … to telewizja, radio, gazety ciągle by nam o tym przypominały. A w czasopismach, na kongresach dla lekarzy byłyby nie tylko wzmianki, ale i jakieś wykłady związane z tym tematem…. Żeby wytłumaczyć lekarzom DLACZEGO powinni uwrażliwiać pacjentów na to, by traktowali wysiłek fizyczny NA RÓWNI z lekami na receptę …

Z drugiej strony, ten problem to nie jest tylko kwestia sponsorów. Kiedy pacjent dostanie receptę na lek, to najczęściej, z wielką pieczołowitością pilnuje, by go zażyć, a potem by pójść po kolejną receptę (i oczywiście dobrze, tak powinien robić). A gdy słyszy, że powinien schudnąć i zacząć się ruszać – to (najczęściej) odbiera to jak takie …. „bla.. bla… bla”.

Szkoda, że nie można ćwiczeń wypisać na receptę. Pewnie zostałaby wtedy docenione.
Albo, żeby razem z kolejną receptą, móc powiedzieć: te tabletki należy popijać wodą i zażywać po intensywnym półgodzinnym marszu lub wizycie na pływalni. Jeśli pan/pani powinienem je przyjmować rano - ten spacer lub basen mogą być poprzedniego dnia.

Po pierwsze ODPORNOŚĆ.

Najpotężniejsza broń dostępna dla nas podczas chłodnych pór roku…to codzienny półgodzinny intensywny (minimum) spacer. Naukowcy przyglądali się temu co takiego ciekawego dzieje się w naszym ciele po ćwiczeniach. Okazuje się, że zwiększa się sprawność komórek zabijających drobnoustroje, które chcą nas zaatakować. Większość badań na temat wpływu aktywności fizycznej na odporność zostało przeprowadzonych pod kątem przeziębienia. Ludzie, którzy ćwiczą pięć razy w tygodniu "łapią" mniej poważnych infekcji wirusowych i bakteryjnych niż osoby nieaktywne. Regularne wykonywanie ćwiczeń o umiarkowanej intensywności jest związane z niższym ryzykiem zgonu związanego z grypą.
W jednym z badań śledzono przez 12 tygodni w okresie jesienno-zimowym stan zdrowia 1000 osób. Długość trwania objawów przeziębienia była krótsza o 43 - 46 % wśród tych, którzy ćwiczyli pięć lub więcej razy w tygodniu. Najlepiej wytrenowani przechodzili przeziębienie znacznie łagodniej i było to zupełnie niezależne od ich diety, poziomu stresu psychicznego, wagi, poziomu wykształcenia.
U mężczyzn i kobiet, których zaangażowano do umiarkowanych -do intensywnych ćwiczeń notowano zmniejszenie o 29% częstości występowania objawów infekcji górnych dróg oddechowych w porównaniu z osobami, którym nie zorganizowano treningów.
Nie można też przesadzać. Ekstremalny wysiłek tłumi układ odpornościowy. Prosta sprawa. Im bardziej jesteśmy leniwi, tym leniwsze stają się komórki układu immunologicznego. Ale kiedy ćwiczymy do upadłego, one też nie mają siły by nas bronić.

Czytaj całość

sobota, 18 czerwca 2016

Ty w sobotę, ty w sobotę też nie możesz, Bo na lekcje ganiasz, tralalala

Kurs miał być trzymiesięczny, ale poszło dalej i trenujemy dłużej na stałe. Zmiana sali, pory, i międzystylowy skład sprzyja postępowi, bo każdy z nas dorzuca swoje trzy grosze do potreningowej dyskusji. Dodatkową inspiracją są internety bo tak tyle teorii ilu senseiów. Mój kurs instruktorski sprzed lat nie obejmował niestety zagadnień biomechanicznych, ani matematyczno-fizycznych, a z pobieżnej analizy programów takich kursów proponowanych w internecie widać, że dalej znaczną część stanowi psychologia, pedagogika, finanse itp, itd. Tego co stanowi potęgę sztuki walki, czyli ergonomiczna i efektywna mechanika jest jak na lekarstwo. Poza zasięgiem mojego zainteresowania jest stwierdzenie, że tak ma być, bo tak stanowi mistrz lub przepisy. Lubię dociekać zasad podstawowych i, co odnotowuję z zadowoleniem, sobotnia ekipa także to lubi. Nie możemy się nadziwić, że są takie miejsca, że dla niektórych ćwiczących fakt bycia Azjatą jest wystarczający do posiadania monopolu na wiedzę. 
A zatem nasz cykl treningowy zrobił się mini kursem fizyki i biofizyki. Impulsem do tego była zmiana nawierzchni, na której trenujemy i związane z tym implikacje w pozycji, sposobie korzystania z podłogi, itd. Kropką nad i była niedawna prezentacja projektu gimnazjalnego, którego tematyka dotyczyła karate. Ponieważ w prezentacji zawarte były filmy prezentujące kata i kumite otworzyły mi się oczy i to otworzyły szeroko. Ktoś z ławki zapytał mnie: "Po co to wszystko?" I patrząc na te filmy mogłem powiedzieć tylko: "Dla gimnastyki". Bo pokaz był "z najwyższej półki" więc zawierał wszystkie sztuczki i zmyłki, które mają powodować wrażenie mocy, siły, szybkości itd. A odrobina znajomości matematyki i fizyki każe zobaczyć, że to jednak ściema. I nie ma możliwości, żeby z takimi umiejętnościami mały stanął w samoobronie naprzeciw dużego.
Potem jeszcze byłem świadkiem internetowej dyskusji czy biodra są faktycznie źródłem mocy w technikach karate? Co powiedzieć? Tak długo jak uczymy prawidłowego operowania ciałem to niech ta metafora będzie obowiązująca. Ale jeśli ktoś przy okazji zapomni, że ciało ludzkie ma też dwie nogi, to wtedy z samych bioder wiele nie wykrzesze. "Biodra albo życie?" Nieeee ... nogi zwyczajnie. Zaproponowaliśmy dzisiaj kilka, jeśli nie kilkanaście ćwiczeń, które pokazują, że zasadniczą rolę w generowaniu mocy ciała, nawet podczas nieprzesuwania :-) ogrywa praca nóg, choćby sławetny nacisk na podłogę. A co dla mnie najciekawsze; da się to wszystko policzyć i intuicyjną praktykę pogodzić z  obiektywną teorią.
Obrazkowo rzecz ujmując, gdyby biodra miały być jedynym źródłem mocy to taka sytuacja (2:29) byłaby niemożliwa. A jednak miała miejsce:

wtorek, 14 czerwca 2016

O fizyce... gawędy

Mam taką koleżankę sprzed kilku lat, która ogląda wszystkie internety i jak coś znajdzie to posyła. A że w sztukach walki jest zaprawiona i przy okazji mocno złośliwa, to rozmowa z nią jest raczej schematyczna:
- Ejże fizyku, widziałeś to?
- No, widziałem.
- Dokładnie?
- Dokładnie.
- Cierpisz?
- Ehe!

Kiedy mamy okazję porozmawiać, bo na rower czasem wpadnie z daleka, to mówię: "Eeee, czepiasz się." Ale jeśli potem znajduję to samo napisane gdzieś drugi i trzeci raz to już sobie myślę, że z tej legendy ziarno prawdy nie powinno wykiełkować. Ale tym razem zróbmy inaczej. Nieżyjącemu już senseiowi przypisuje się słowa, że: "Nie wolno [...] zapominać o nieustannym poszukiwaniu nowych źródeł energii". Zapytajmy więc: 
Jakiej to energii należy poszukiwać? Co możemy jeszcze mieć oprócz mechanicznej pracy mięśni zmąconej, co najwyżej, irracjonalną dietą, nieumiejętnością oddychania i kiepską strategią lub złomną psychiką?  
Z wielu pogadanek, zwłaszcza internetowych, widać, że różni praktycy zapominają, że podstawowym wyznacznikiem tego co można będzie z ciosu uzyskać jest osiągnięta prędkość i użyta masa. I ci, którzy walczą kontaktowo wiedzą, że nawet wyprzedzony lub zabłąkany cios może zrobić niezłe zamieszanie, bo coś złamie, coś wybije, gdzieś wyłączy prąd. Im większa prędkość i masa ciosu, z którym przyszło mi się zmierzyć, tym prawdopodobieństwo, że będzie on groźny rośnie. Oczywiście parametry mechaniczne to nie wszystko i nasze ostatnie parterowe treningi dość klarownie to pokazują i udowadniają. Chociaż... z drugiej strony... chyba są tacy, którzy się w walce nie mylą i jakiś kontakt z kosmosem mają: