Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

wtorek, 6 czerwca 2017

Złośliwości

Wiceprezesi kazali sobie zorganizować i zorganizowali zawody dla małych klubowiczów. Takie, żeby każdy z nich wiedział, czy nadaje się na najbliższy egzamin. Nikt nie poznał, że boli mnie jestestwo bo minę miałem zadowoloną, ale to głównie dlatego, że dzieciaki jakby wiedziały, że faktycznie oceniamy je pod tym właśnie kątem i nie są na macie po to, żeby w jakikolwiek sposób udowadniać cokolwiek komu innemu niż tylko sobie. Jeden tylko miglanc mi podpadł, ale jest chyba szansa, że się wyprostuje. Gorzej, jeśli przeczyta wywiad z mistrzem, który czytałem niedawno, że (cytuję z pamięci): "Od ostatnich zawodów nie myślę o niczym, jak tylko o pierwszym miejscu w nadchodzącym turnieju". W innym wywiadzie zostało powiedziane, (c.z.p.): "Karate  to sport, ale nie tylko sport. To także sztuka życia, droga doskonalenia charakteru... " itd. A jest gdzieś jeszcze miejsce na sztukę walki, albo samoobronę, czyli na bojowy charakter całej tej zabawy? 

Luźno z tym związana sprawa pojawiła się w jednym renomowanym czasopiśmie dotyczącym shotokanu (jak zwykle cytuję z pamięci): "Różnica między keage, a kekomi jest głównie w czasie kontaktu. Keage niech trwa krócej niż mrugnięcie okiem. Kekomi nieco dłużej". Pewna reforma oświaty, która wykończyła szkolną fizykę właśnie dogorywa, ciekawe czy kolejna wbije ostatnie gwoździe do trumny z popularyzacją fizyki :-(. Czasem mam wrażenie, że karate jest jak maszyna parowa. Niby działa, niby pracuje, ale jednak jest już XXI wiek i trochę gdzieniegdzie nie przystoi, bo wynaleźliśmy jednak coś lepszego.