Tak się zakończył mój czwartkowy trening. Łokieć się zepsuł, keikogi się zepsuło (kolor dzięki uprzejmości wody utlenionej :-).
Musiałem na kimś wziąć odwet. Pomyślałem samoobrona w piątek! Odegram się! Nie pomyślałem, że piątkowe dziewczyny są teraz w fazie wzmożonego zainteresowania i na etapie intensywnego progresu. Poza tym sekcja samoobrony już jakiś czas temu przerodziła się prawie w sekcję sportów walki. Czyli; trafiła kosa na kamień. W sparingach pojawiły się już pierwsze silne chwyty, dobrze dopięte trójkąty i fajne przetoczenia. Do czwartkowej kolekcji zmuszony byłem dodać obtarte kolano i stopę, nadwyrężony kark i pognieciony mostek. Starość... chyba.