Domina mówi: nie grać w piłkę bo to głupie. Ale dziś jej nie było, więc nie będzie nic mówić. No i masz; drugi raz w historii klubu zaliczyliśmy palec. Tym razem Bart kiwał się chyba sam ze sobą, wygiął paluch na tatami... I paluch trzasnął. Inaczej niż z paluchem Dawida, gdzie krwi w ogóle nie było, tym razem plama zrobiła się spora. Sprawność Artura okazała się skuteczna w tamowaniu krwi i plastrowaniu rany, ale za to uspokoiła nas na tyle, że nie wezwaliśmy pogotowia, tylko zwieźliśmy poszkodowanego samodzielnie. I jak to w naszej służbie zdrowia bywa, z pogotowia odesłali go do szpitala, a w szpitalu swoje odsiedział. I choć chłopak jest twardy i niejedno przeżył, to jesteśmy pełni współczucia, bo szok pewnie w końcu minął i zaczęło boleć. Palec pewnie wyglądał tak (tutaj paluch Daniela sprzed 8 lat):
Na szczęście skończyło się na szyciu, ścięgna i staw wytrzymały.
Trudno się potem na treningu było skupić, bo w sumie zrobiło się przykro.
Pochwała należy się Paulinie, któa wykonała dzisiaj regulaminową liczbę lotów, w tym jeden nadzwyczajny, ale upadła doskonale i, mam nadzieję, bezboleśnie. To chyba dobrze na nią wpłynęło, bo potem podczas walk zadaniowych wyjątkowo celnie żądliła i walczyła jak nigdy dotąd.