Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

czwartek, 27 lutego 2014

Fortuna kołem/piłką...

Domina mówi: nie grać w piłkę bo to głupie. Ale dziś jej nie było, więc nie będzie nic mówić. No i masz; drugi raz w historii klubu zaliczyliśmy palec. Tym razem Bart kiwał się chyba sam ze sobą, wygiął paluch na tatami... I paluch trzasnął. Inaczej niż z paluchem Dawida, gdzie krwi w ogóle nie było, tym razem plama zrobiła się spora. Sprawność Artura okazała się skuteczna w tamowaniu krwi i plastrowaniu rany, ale za to uspokoiła nas na tyle, że nie wezwaliśmy pogotowia, tylko zwieźliśmy poszkodowanego samodzielnie. I jak to w naszej służbie zdrowia bywa, z pogotowia odesłali go do szpitala, a w szpitalu swoje odsiedział. I choć chłopak jest twardy i niejedno przeżył, to jesteśmy pełni współczucia, bo szok pewnie w końcu minął i zaczęło boleć. Palec pewnie wyglądał tak (tutaj paluch Daniela sprzed 8 lat):

Na szczęście skończyło się na szyciu, ścięgna i staw wytrzymały.
Trudno się potem na treningu było skupić, bo w sumie zrobiło się przykro. 



Pochwała należy się Paulinie, któa wykonała dzisiaj regulaminową liczbę lotów, w tym jeden nadzwyczajny, ale upadła doskonale i, mam nadzieję, bezboleśnie. To chyba dobrze na nią wpłynęło, bo potem podczas walk zadaniowych wyjątkowo celnie żądliła i walczyła jak nigdy dotąd.