Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

środa, 16 marca 2011

Przebudzenie 2a

Trening sztuki walki to zajęcie specyficzne. Rozwija, kształtuje, mobilizuje. Właściwie można się tak zaangażować, że trudno będzie przestać (ja tak mam). Najgorsze jest jednak w tym stanie permanentnego "zaangażowania" to, że w pewnym momencie trafia się ktoś, kto cię beztroskim trenowaniem z tego stanu wytrąca i skutecznie uniemożliwia dalsze trenowanie.

Poprzedni post poszedł do archiwum, gdyż wszyscy, którzy mieli go przeczytać już to zrobili. I sprawcy zamieszania, i poszkodowani, i obserwatorzy na pewno go przemyśleli. Na pewno wiedzą też doskonale o co chodzi. Nie wątpię jednak, że wcześniej czy później znowu będziemy mieli okazję do tematu wrócić, bo niespodzianki pojawiają się w najmniej oczekiwanych momentach. Ja też mam na koncie przecież złamaną rękę i żebra a ostatnio także Bartkowe palce i to bynajmniej nie w sportowej walce. Pamiętam fikołka, którego zrobiłem z Robertem przyczepionym do stopy i pękniętą szczękę, którą zafundował mi Mateusz. Zaliczyłem rzyganie po jednym z pokazów, gdzie wydawało mi się, że przyjmowanie ciosów może być bez szkody dla brzucha. Na innym, w pierwszym ruchu, Artur rozwalił mi nos i na pewno cała publiczność widziała krew na karategi. Nie wątpię, że i Jacek pamięta ushiro tobi geri, które wylądowało na mojej klatce z piersiami i wyłączyło mi światło, a mój własny kuzyn sprzedał mi podbródkowego, który na trzy dni zwolnił mnie z myślenia o otaczającym świecie. Przy okazji; Wioli oczywiście życzymy powodzenia w dorosłym życiu i wytrwałości w treningach.

Przypomniała mi się teraz historia o niedoświadczonych karatekach. Historia znana wśród sympatyków kyokushinkai. Zacytuję ją ze strony IFK-Polska:

"[...] Błyskotliwym wykonawcą kata, razem z Ishibashi i bardzo dobrym wojownikiem był Hirofumi Okada. W swoim czasie dał lekcję etyki i pokory zadziornym Arneilowi i Ashihara, posiadającymi wtedy jeszcze brązowe pasy. Steve Arneil wspominał, że kiedyś, kiedy Okada po dłuższej przerwie przyszedł do dojo w czasie sparringu, młodzi adepci wykazali w walce z nim nadzwyczajną agresję i brutalność. Po tym Okada zniknął na kilka miesięcy, następnie wrócił i pokazał im swoje miejsce w szeregu. Arneil przyznał, że tak mocno nikt go w życiu nie pobił. Po walkach młodzi mężczyźni przeprosili mistrza, a sensei Okada objaśnił ich, że nie jest dobrze wykorzystywać przewagę nad człowiekiem, który przyszedł do dojo, aby najzwyczajniej potrenować [...]"

A żeby już dobitnie podkreślić optymistyczną wymowę tego wpisu (po pesymistycznym i moralizującym, miał być optymistyczny) zachęcam do oglądnięcia filmu o Shokei Matsui. To jedna z wybitnych postać kyokushinkai, który zaliczył pomyślnie test stu kumite.