Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Arcy tydzień

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w Czechowicach spadło tyle śniegu, że utrzymał się do dnia powszedniego. Zaliczyliśmy znowu kilka chwil po zimnym. Ale co najciekawsze, nasze panie od sprzątania szkoły, wreszcie przestały się bać i postanowiły trochę stopy przymrozić. Powodzenie akcji jest w głowie. Im mniej dywagujesz tym więcej zdziałasz.
Sobotę zamknęliśmy nocnym marszem na Skrzyczne. Bo choć w Zamieci jednak nie lecimy w tym roku, to jednak taki sprawdzian w tlenie jest raz na czas w sam raz. Okazało się, że jesteśmy aktualnie w takiej formie wytrzymałościowej, że w śniegu po pas było to najdłużej maszerowane 10 kilometrów. Zajęło nam to 5 godzin, a i tak nie zrobiliśmy zamierzonej pętli. Nie było nawet zimno, nie było lodu. Jedynie kupa śniegu, noc i brak szlaku w kilku miejscach. Trening w niedzielę wymagał już zatem od nas trochę samozaparcia. 


Ale to właśnie niedziela okazała się najbardziej owocna. Bo mój środowy psikus zbierał właśnie plony. Pamiętacie swoje dzieciaki bawiące się nad morzem w wodzie, całe sine z zimna, które nie chciały z tej wody wyjść? Kojarzycie jak sami po wuefie piliście wodę ze wspólnej butelki nie zważając na syf, który roznosicie wtedy między sobą? Zauważyliście jak wasze małe bobasy zjadają psie kupy? Niewiedza znieczula. Skoro mnie poproszono o zastępstwo na treningu dla dzieci, to założyłem, że jeśli będzie dym, to przynajmniej na moje konto, a nie na konto chłopaków sensejów :-) 

Zabrałem dzieciaki na śnieg.

Na 3 i pół minuty, choć może i mniej. Liczyłem się z rodzicielskim lamentem i lament był. A jakże: Kto to widział?! Proszę konsultować! Oby się nie powtórzyło! Czy to jeszcze jest karate?! Zabrakło wyobraźni!
Pominę trzy punkty: 
  1. Karate to jednak sport ekstremalny, sport walki i wymaga się nieco więcej niż gdzie indziej.
  2. Z kim tu konsultować, skoro rodzice zniknęli zanim jeszcze się zajęcia rozpoczęły? Ci, którzy byli, skonsultowali.
  3. Wszystkie dzieci zdrowe, zdolne do sportu, potwierdzone badaniami lekarskimi.
Bo pewnie nikt nie wziął pod uwagę zdobyczy współczesnej nauki. Rozgrzewka była taka, żeby pobudzić krążenie, ale nie spocić w nadmiarze, pobyt na śniegu krótki, żeby się nie zdążyć wychłodzić. Temperatura powietrza nieujemna, brak wiatru, śnieg po kostki. Zapalenia płuc od tego nie ma. Bawełniane, suche karategi tworzy lekką poduszkę powietrzną, która przez chwilę chroni przed zimnem. A może rodzice kupili swoim dzieciom takie eleganckie poliestrowe, które transportując pot dodatkowo chłodzi? Ktoś Wam podpowiedział, żeby takie kupić? Wydawałoby się, że czasy kiedy babcie ględziły, żeby nie biegać, bo się spocisz minęły bezpowrotnie. Babcia wie, że im kto się podczas wysiłku wydajniej poci tym lepszą ma termoregulację? Zabrońcie szczepień, bo ukłucie boli.
No ale dobra, nie każdy przecież musi trenować. To jest prawda oczywista! Ale jeśli już ktoś się za to bierze, niech nie próbuje postępu zatrzymać. Niech go przyspiesza!!!

I, jak pisał klasyk: to by było na tyle, bo na przedzie było co innego.

Aha, Ignacy powiedział, że trening był fajny i śnieg też...

A dobra, jeszcze jedno. Czy ktoś tutaj, oprócz Aśki, wie jakie ciepło właściwe ma woda? I co to jest ciepło właściwe?