Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

czwartek, 28 listopada 2013

Nieuk?

Nazwisko Nishiyama to wśród miłośników tradycyjnego, japońskiego karate słowo - klucz. Każda nowoczesna książka, którą sensei by napisał, byłaby warta kupienia. Wiedza, którą przekazywał podczas treningów i seminariów być może nie zostanie zapomniana, ale wcześniej czy później zostanie zapewne zniekształcona. Widzimy aktualnie jak spuścizna po senseiu jest rozszarpywana i każdy z "następców", chce sobie jej kawałek przygarnąć. Wystarczy też popatrzeć na filmy nagrane podczas seminariów i już widać jak wiele się zmieniło, lub jak wiele studenci karate Nishiyamy zapomnieli. W moim przekonaniu to wielka strata, że nie została ona usystematyzowana na piśmie (a może się mylę) w inny sposób niż tylko w postaci przepisów sportowych ITKF, czy też Coach Manual
Aż tu nagle takie coś... książka, której współautorem jest Hidetaka Nishiyama. Co prawda na pierwszy rzut oka widać, że to może być co najwyżej kompilacja jego wypowiedzi, artykułów ,czy wywiadów, ale niech to... jest szansa. Amazon wydał książkę pod tytułem "Tradycyjne, japońskie karate-do". No będzie pięknie, bo na piśmie. Gdybym jednak miał w tym miejscu zakończyć pisanie, to należałoby powiedzieć, że to najgorsza książka jaką w życiu miałem w ręku. Ale po kolei... 
Przekartkowawszy, rzucają się w oczy zdjęcia ukradzione chyba z internetu i to w skrajnie małej rozdzielczości. W oglądaniu obrzydliwe, choć może historyczne. Ich opisy gdzieś na końcu książki. Okładka tak poszatkowana pikselami, jakby ktoś nie umiał ujarzmić skanera. Zdjęcia nieostre, nonszalancko powiększone. Czcionka jak w elementarzu dla przedszkolaka...
Autor (ten trzeci, żyjący) miał ambicje skomentować napisany przez senseia Nishiyamę "Coach Manual", ale najlepsze co można zrobić z tym podręcznikiem, to go po prostu wydać "w oryginale". I zresztą w takiej wersji go znam. Nic mi zatem po zdawkowych zdaniach dotyczących mechaniki karate, okraszonych pseudofilozofią i historiami wielkich karateków, czytanymi już wielokrotnie, nieczytelnymi zdjęciami, słowniczkiem terminów japońskich. Kuriozalny jest rozdział o honorowych stopniach Dan. Autor w przedmowie cieszy się i chwali, że choć nie umiał nic zapamiętać z wykładów swoich nauczycieli karate, to skrzętnie je zapisywał. Mam jednak wrażenie, że po zapisaniu znów je zapomniał i nawet zgubił gdzieś istotę tego przekazu. Chwalenie się faktem, że jest się kolegą JCvD to też jakaś zagrywka dla dzieci. Zdjęcia na stronach 42 i 24 to majstersztyk infantylności. Podejrzewam, że autor zapomniał też, że mamy już 21 wiek. Nawet bibliografii nie ma. Książek więc nie umie pisać, nie umie też wydawać.

Książka to klapa w kwestii formy, lepszy skład robią nauczycielki nauczania początkowego, studentki podyplomowej informatyki na pierwszych zajęciach z grafiki niż Rising Sun Production, które zresztą nie może się zdecydować czy drukowało w US (strona 3), czy w GB (okładka). To także klapa w kwestii treści, choć mam nadzieję, że jak będą ją czytał po raz piąty to coś między wierszami znajdę godnego uwagi poza tym co autor przepisał z mądrego źródła, acz bezrefleksyjnie. 
Dziękuję Igorowi, że ją dla mnie sprowadził z UK, bo się człowiek starał i natrudził. Nawet zamówił ją dla siebie i mam nadzieję, że żałuje :-)

P.S.
Nie znam się na ziołach, ale to na 4 stronie przypomina liście marihuany, a potem na stronie 46 jest napisane: "... the speed [...] is equal to the force you will get at the end of the technique". Damn it!