Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

poniedziałek, 21 maja 2012

Na kolana

Kolana to ostatnio temat klubowy. Michał z ich powodu zrezygnował z treningów, Marek jest chwilowo wyeliminowany, ale mam nadzieję, że dotrze do takiego lekarza, który chce pomagać, a tu nawet się moje prawe odezwało. Może to choroba zbiorowa, ale bardziej zwalam na rower, który wymaga nieco innego kontrolowania, stawiania i naciskania nogi. W każdym razie liczę na to, że Marek się że sprawy wygrzebie, ale też zacznie o to kolano dbać i w nowym sezonie da radę. Moje obudziło się równo po 15 latach i wróciło uczucie permanentnego puchnięcia i zablokowania. Swego czasu nikt nie potrafił pomóc, wyrozumiały wuefista pozwalał odpocząć, znajomy ortopeda zawyrokował, że to nadprodukcja mazi stawowej na skutek podrażniania. Zakończenia wzrostu i siłownia na długi czas sprawę zażegnały. Dzisiaj, mając w perspektywie bardziej wymagający fizycznie trening zastosowałem mój stary, intuicyjny patent (mój - mimo, że widziałem go także w amerykańskiej telewizji za ciężkie dolary) i niezbyt szerokim i krótkim bandażem wiążę kolano tuż pod rzepką, w dolnej części dołu podkolanowego. Nie mam w tej chwili pojęcia dlaczego to działa, ale działa. Pewnie trochę jak orteza, mam nadzieję, że nie jak placebo. No a rower musi zostać..., bo łydki...

P.S
Po dzisiejszym treningu gratulacje dla Miśka, że go dzielnie zniósł.