Kolana to ostatnio temat klubowy. Michał z ich powodu zrezygnował z treningów, Marek jest chwilowo wyeliminowany, ale mam nadzieję, że dotrze do takiego lekarza, który chce pomagać, a tu nawet się moje prawe odezwało. Może to choroba zbiorowa, ale bardziej zwalam na rower, który wymaga nieco innego kontrolowania, stawiania i naciskania nogi. W każdym razie liczę na to, że Marek się że sprawy wygrzebie, ale też zacznie o to kolano dbać i w nowym sezonie da radę. Moje obudziło się równo po 15 latach i wróciło uczucie permanentnego puchnięcia i zablokowania. Swego czasu nikt nie potrafił pomóc, wyrozumiały wuefista pozwalał odpocząć, znajomy ortopeda zawyrokował, że to nadprodukcja mazi stawowej na skutek podrażniania. Zakończenia wzrostu i siłownia na długi czas sprawę zażegnały. Dzisiaj, mając w perspektywie bardziej wymagający fizycznie trening zastosowałem mój stary, intuicyjny patent (mój - mimo, że widziałem go także w amerykańskiej telewizji za ciężkie dolary) i niezbyt szerokim i krótkim bandażem wiążę kolano tuż pod rzepką, w dolnej części dołu podkolanowego. Nie mam w tej chwili pojęcia dlaczego to działa, ale działa. Pewnie trochę jak orteza, mam nadzieję, że nie jak placebo. No a rower musi zostać..., bo łydki...
P.S
Po dzisiejszym treningu gratulacje dla Miśka, że go dzielnie zniósł.
P.S
Po dzisiejszym treningu gratulacje dla Miśka, że go dzielnie zniósł.