Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Wiara, nadzie..., ....ść

Jakiś czas temu, znowu na forum, przewinął się temat o tym czy to jest mądre kazać sobie zapłacić za treningi z góry na pół roku lub dłużej. No bo przecież zawierając umowę np. telekomunikacyjną muszę ją zawrzeć na rok lub dwa. I zobowiązuję się do płacenia. Może nie z góry, ale przez dwa lata. W zamian dostaję specyfikację techniczną usługi i precyzyjne warunki umowy, których obie strony zobowiązują się przestrzegać. Mam jakąś szansę na poprawę parametrów technicznych usługi w trakcie trwania umowy, bo jednak konkurencja nie śpi :-)
Czy będę żądał pieniędzy za pół roku? Nieee, nie żądam nawet wpisowego. Ale tak mają w kraju łososia i łosia. Każą sobie zapłacić z góry i kiedy się wycofasz to twoja strata. To jakaś dziwna jest przypadłość karateków, że wydaje im się (niezależnie od stylu i organizacji), że pozjadali rozumy i posiadają monopol na wiedzę. Niektórzy dodatkowo nie radzą sobie z faktem, że uczeń może ich przerosnąć, a jeśli tak się dzieje i mądry nauczyciel powinien być przecież z tego dumny. Karatecy mają też monopol na tworzenie "rodziny". Na szczególne więzi i zależności między senseiami i uczniami. Sensei ma być darzony szacunkiem ... bo tak. A uczeń ma jeszcze za to zapłacić. Miłość za pieniądze jakąś inną nazwę nosi chyba... :-( Czy całkowite posłuszeństwo (jak niedaleko nas) to rozwój człowieczeństwa? Yyyyy?
Mnie to już tak wkurza, że cieszę się, że mój norweski ulubieniec w końcu to karate rzucił! Wreszcie panna A. to zrobiła! Nasza korespondencja o hecach treningowych, o subiektywnej wiedzy niczym niepopartej i o kosmicznych teoriach na temat kata i kumite nieustannie zbijała mnie z tropu, ale też przekonywała, że im dalej od olimpiady tym lepiej. Karate to ma być przecież wiedza. To ma być ergonomiczna technika, wytrenowana sprawność fizyczna i uniwersalna strategia. Ale to wszystko w rękach rozsądnych ludzi, bo dając głupkowi mordercze narzędzie szczęścia nie będzie... z człowieczeństwa nici. Ale z drugiej strony rozdrabnianie się i rozczulanie nad drobiazgami tym bardziej nie czyni z karateki godnego naśladowania. Niektórzy przez to rozdrabnianie generują w sobie poczucie kosmicznej misji, nieomylności i posiadania "towaru" o jakości najwyższej i do niczego nieporównywalnej. Boszszszsz...
Agata, mam nadzieję, zostanie teraz rowerówą pełną gębą. W tym też mam swój udział. Ale tutaj kryteria postępu są obiektywne, umiejętności wymierne, powietrze świeże i widoki przepiękne. Olimpiada jest w pięknych okolicznościach przyrody, a nie na sportowej hali. Jest na co patrzeć.



Choć może jeszcze kiedyś trafi na sztuki walki, które ją zachwycą...

P.S.
Obejrzyjcie: "Zaawansowane techniki karate" i znowu zakapior ma w repertuarze oi-zuki. Litości.