Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

sobota, 18 czerwca 2016

Ty w sobotę, ty w sobotę też nie możesz, Bo na lekcje ganiasz, tralalala

Kurs miał być trzymiesięczny, ale poszło dalej i trenujemy dłużej na stałe. Zmiana sali, pory, i międzystylowy skład sprzyja postępowi, bo każdy z nas dorzuca swoje trzy grosze do potreningowej dyskusji. Dodatkową inspiracją są internety bo tak tyle teorii ilu senseiów. Mój kurs instruktorski sprzed lat nie obejmował niestety zagadnień biomechanicznych, ani matematyczno-fizycznych, a z pobieżnej analizy programów takich kursów proponowanych w internecie widać, że dalej znaczną część stanowi psychologia, pedagogika, finanse itp, itd. Tego co stanowi potęgę sztuki walki, czyli ergonomiczna i efektywna mechanika jest jak na lekarstwo. Poza zasięgiem mojego zainteresowania jest stwierdzenie, że tak ma być, bo tak stanowi mistrz lub przepisy. Lubię dociekać zasad podstawowych i, co odnotowuję z zadowoleniem, sobotnia ekipa także to lubi. Nie możemy się nadziwić, że są takie miejsca, że dla niektórych ćwiczących fakt bycia Azjatą jest wystarczający do posiadania monopolu na wiedzę. 
A zatem nasz cykl treningowy zrobił się mini kursem fizyki i biofizyki. Impulsem do tego była zmiana nawierzchni, na której trenujemy i związane z tym implikacje w pozycji, sposobie korzystania z podłogi, itd. Kropką nad i była niedawna prezentacja projektu gimnazjalnego, którego tematyka dotyczyła karate. Ponieważ w prezentacji zawarte były filmy prezentujące kata i kumite otworzyły mi się oczy i to otworzyły szeroko. Ktoś z ławki zapytał mnie: "Po co to wszystko?" I patrząc na te filmy mogłem powiedzieć tylko: "Dla gimnastyki". Bo pokaz był "z najwyższej półki" więc zawierał wszystkie sztuczki i zmyłki, które mają powodować wrażenie mocy, siły, szybkości itd. A odrobina znajomości matematyki i fizyki każe zobaczyć, że to jednak ściema. I nie ma możliwości, żeby z takimi umiejętnościami mały stanął w samoobronie naprzeciw dużego.
Potem jeszcze byłem świadkiem internetowej dyskusji czy biodra są faktycznie źródłem mocy w technikach karate? Co powiedzieć? Tak długo jak uczymy prawidłowego operowania ciałem to niech ta metafora będzie obowiązująca. Ale jeśli ktoś przy okazji zapomni, że ciało ludzkie ma też dwie nogi, to wtedy z samych bioder wiele nie wykrzesze. "Biodra albo życie?" Nieeee ... nogi zwyczajnie. Zaproponowaliśmy dzisiaj kilka, jeśli nie kilkanaście ćwiczeń, które pokazują, że zasadniczą rolę w generowaniu mocy ciała, nawet podczas nieprzesuwania :-) ogrywa praca nóg, choćby sławetny nacisk na podłogę. A co dla mnie najciekawsze; da się to wszystko policzyć i intuicyjną praktykę pogodzić z  obiektywną teorią.
Obrazkowo rzecz ujmując, gdyby biodra miały być jedynym źródłem mocy to taka sytuacja (2:29) byłaby niemożliwa. A jednak miała miejsce: