Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

środa, 22 kwietnia 2015

Z daleka

Nasz zagraniczny korespondent donosi, że choć redaktor brytyjskiego Shotokan Karate Magazine nie jest zadowolony z dostarczania mu artykułów highly technicznych, to jednak one cały czas w SKMie się ukazują. I to w sumie dobrze, bo shotokan to taka dyscyplina (w swoich przeróżnych odmianach), że jednak mocno techniczna i to technika często decyduje o sukcesie na turnieju bądź egzaminie. No więc jest w tejże gazecie artykuł o tym jak poprzez koneksję ciała budować moc w technikach karate.

Warto pamiętać, że karate to jednak dyscyplina stworzona przez małych i dla małych, a więc umiejętność generowania dużej mocy jest kluczowa. Taki artykuł może więc być oświeceniem dla wielu zawodników, bo choć sensei Rokah powiedział kiedyś, że "zawodnik znać się na fizyce nie musi" to jednak instruktor powinien. Sam jednak nie zauważam, żeby na kursach instruktorskich wszelakiego rodzaju takie zagadnienia były podejmowane. Mówi się jak sędziować, studiuje się historię karate, filozofię analizuje jak wysiłek wpływa na charakter, a o fizyce nic.
No to w takim razie w swoim artykule Scott Langley pisze: "We create power by combining speed and weight". W wolnym tłumaczeniu i korzystając z intuicji przyjmuję, że autor miał na myśli: "Da wytworzenia mocy korzystam z prędkości i masy mojego ciała". Potem stwierdza, że prędkość jest ważniejsza bo we wzorze jest z kwadratem, choć nie wspomina od razu, że o ile prędkość jako akcja fizjologiczna może być polepszana o niezbyt satysfakcjonujący procent, to zarówno owa prędkość jak i masa wkładana do techniki może być zmieniana istotnie waśnie poprzez stosowanie prawidłowej (efektywnej) techniki. Do tego momentu jest super. Potem jednak następuje E=mc2. !!! Król wzorów, królowa formuł.


Fizyka ma to do siebie, że ma aspiracje do bycia jednoznaczną i precyzyjną. Zatem pewne symbole oznaczają konkretne wielkości fizyczne po to, aby każdy zainteresowany rozumiał je jednoznacznie. O ile -m- to masa, to -c- zwykle oznacza... prędkość światła. Nawet moi gimnazjaliści nie pudłują w takich momentach. A S.Langley używa prędkości światła na co dzień. O wzorze E=mc2 Wikipedia mówi to: kliknij.
Czy sensei Langley się pomylił? Tak, bo przecież chodziło mu o E=1/2 (mv)2 i na myśli miał moc a nie energię, ale miejmy nadzieję, że to z roztargnienia. Ale jeśli z roztargnienia to rodzi się pytanie: ile jeszcze takich błędów w innych kwestiach/dziedzinach popełnił w swoim wywodzie autor (ten i kolejni)? Niestety artykuły w SKMie nie są recenzowane przez redaktorów, choć na obronę można zauważyć, że tylko znikoma ilość karateckich artykułów pojawiła się w profesjonalnych czasopismach naukowych. Takich zwykłych periodyków w których pojawiłoby się cokolwiek highly technicznego zwyczajnie nie ma. Przypomina mi się niejedna sytuacja z zawodów karate bezkontaktowego, gdy ktoś mówi: łał, ale on mocno uderzył! Czy aby na pewno?
Na razie czytam dalej...