Koniec poprzedniego tygodnia był dość ciężki, a jego kulminacja zapowiada się na jutro. W najbliższy poniedziałek (29.04.2013) trenujemy o zwykłej porze, ale następny trening dopiero 6 maja (też poniedziałek). Nie przegapcie zatem, bo potem będziecie marudzić, że długa przerwa była. Mój dzisiejszy trening sprowokował mnie jednak do pewnego podsumowania minionego tygodnia, bo mało brakowało i byłbym już mógł treningi tylko oglądać...
W zeszłym tygodniu napisaliśmy z Marcinem do europejskiej gazety artykuł z fizyki ocierający się mocno o karate. Ciekawe czy wydrukują, choć w pierwszej kolejności muszę go tam wysłać. W piątek i w sobotę kazali mi zdawać egzamin i powiedzieli, że mam go zdać na poziomie 5 dan, bo inaczej zdawanie będzie niepotrzebne ... egzaminów już nienawidzę i myślałem, że nie będę musiał więcej zdawać. No i wreszcie dzisiaj jadąc na rowerze rozważałem jak to balansowanie ciałem na rowerze świetnie wpływa na czucie proprioceptywne, jak to się obijacie na treningach i w pewnym momencie koło przednie zatrzymało się na leżącym konarze, a ja akurat cały ciężar ciała miałem na nim (kole) położony. Pojawił się przefajny moment siły i wygenerowałem przecudowny moment pędu. Gdyby nie to, że z uporem maniaka wprowadzam i ćwiczymy na treningu elementy parteru, a także przewroty, kulanki i inne rzeczy, o które się niektórzy obruszają, to teraz miałbym w najlepszym razie porysowany pysk. Niby nie jechałem, ale czasu na wyciągnięcie rąk i przemyślenie trajektorii lotu raczej nie było. I nie pomogłyby nawet 29 calowe koła, gdybym miał. Rzecz stała się na szczęście instynktownie i wylądowałem bezpiecznie choć z przewrotem. Raptem brudna kurtka. Do zobaczenia na treningu...