Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

wtorek, 29 maja 2012

Biomechanika cd.



Okazała się książka, której tytuł sugeruje, że w tematyce naukowej analizy sztuk walki coś się wreszcie ruszyło. To by było bardzo pozytywne zjawisko, bo częściowo stopowałoby szarlatanerię w tym temacie. Ale niestety, ta książka tego nie uczyni. Dal początkujących jest raczej za trudna i mało intuicyjna, a przy tym mało klarowna. Jedynie zaawansowani może coś z niej wyczytają, ale potencjalny czytelnik chyba oczekuje jakiejś rzeczowej analizy, a tej tutaj raczej mało. trzeba się na prawdę mocno skupiać, aby z teksu wyciągać praktyczne wnioski. Opisane tu kiedyś wcześniej "Krótkie wykłady z Biomechaniki Sportu" cenię wyżej. Ale czytam dalej.

wtorek, 22 maja 2012

W zdrowym ciele, zdroew ciele ...

Można, i chyba należy, przeczytać TUTAJ i pooglądać:





poniedziałek, 21 maja 2012

Na kolana

Kolana to ostatnio temat klubowy. Michał z ich powodu zrezygnował z treningów, Marek jest chwilowo wyeliminowany, ale mam nadzieję, że dotrze do takiego lekarza, który chce pomagać, a tu nawet się moje prawe odezwało. Może to choroba zbiorowa, ale bardziej zwalam na rower, który wymaga nieco innego kontrolowania, stawiania i naciskania nogi. W każdym razie liczę na to, że Marek się że sprawy wygrzebie, ale też zacznie o to kolano dbać i w nowym sezonie da radę. Moje obudziło się równo po 15 latach i wróciło uczucie permanentnego puchnięcia i zablokowania. Swego czasu nikt nie potrafił pomóc, wyrozumiały wuefista pozwalał odpocząć, znajomy ortopeda zawyrokował, że to nadprodukcja mazi stawowej na skutek podrażniania. Zakończenia wzrostu i siłownia na długi czas sprawę zażegnały. Dzisiaj, mając w perspektywie bardziej wymagający fizycznie trening zastosowałem mój stary, intuicyjny patent (mój - mimo, że widziałem go także w amerykańskiej telewizji za ciężkie dolary) i niezbyt szerokim i krótkim bandażem wiążę kolano tuż pod rzepką, w dolnej części dołu podkolanowego. Nie mam w tej chwili pojęcia dlaczego to działa, ale działa. Pewnie trochę jak orteza, mam nadzieję, że nie jak placebo. No a rower musi zostać..., bo łydki...

P.S
Po dzisiejszym treningu gratulacje dla Miśka, że go dzielnie zniósł.

czwartek, 17 maja 2012

Zabili go i ...

Przy filmach "kung fu" realizowane na turniejach karate tradycyjnego, enbu jest przykładem doskonalej logiki walki i realizmu. Na szczęście jednak filmy "kopane" też się zmieniają i czasy JCvD, Stevena Seagala i wielkiego Czaka odchodzą powoli w niepamięć. Końcowa scena walki w filmie, którego fragment poniżej jest właśnie przykładem nowego, innego nurtu mordobicia, choć ma też typową cechę kina azjatyckiego: bzdurny, idiotyczny i bezsensownie brutalny finał. Ilość zadanych i celnych ciosów ma się do realu równie precyzyjnie co sceny walki z ŻauKlodem, ale za to użyte techniki, w szczególności parterowe są tu pokazane elegancko. Filmu w całości nie polecam. Tu scena finałowa:
 

piątek, 11 maja 2012

środa, 9 maja 2012

Jutro... ogłoszenia

Tak wyszło, że w poniedziałek nie udało mi się wydostać z pracy (matury!) i trening trzeba było odwołać. To dało w sumie ponad dwa tygodnie bez sensownego treningu i dało mi się to we znaki. Ciągle jest jeszcze taki czas, że długie przerwy od treningów mi nie służą i dlatego musiałem znaleźć ekwiwalent treningu. Padło na rower i on stał się w ostatnich tygodniach namiastką treningu wytrzymałościowego. Wczoraj nie udało mi się wyjechać kilometrowym podjazdem na Równię pod Kozią Górą, ale dzisiaj podjazd już się musiał poddać. Po raz pierwszy też od dłuższego czasu świadomie mierzyłem tętno podczas treningu i pulsometr (niestety prosty) pokazał 174 uderzenia na minutę. Nic to jednak, bo podjazd pokonałem (mniejsza o szczegóły;-). Jutro jednak szykuję się już na porządny karatecki trening, a następne rowery dopiero w sobotę.

Z innej beczki. W UK zaprzestał działalności klub karate tradycyjnego do którego uczęszczali Marcin i Igor. Igor, podobnie jak Marcin wcześniej, jednak skorzystał z tamtejszych treningów i mimo, że nie w ITKF-ie to jednak zdał egzamin na swój pierwszy czarny pas. Życzę mu, żeby od teraz jeszcze intensywniej trenował, bo to ma być już zupełnie inna jakość. Może przy jakiejś okazji spotkamy się znowu na treningach.

Przy okazji przypominam potencjalnym startującym w najbliższej edycji Silesia Cup, o konieczności opłacenia rocznej licencji członkowskiej do PZKT przed startem. Brak licencji wyklucza ze startu.

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że jutrzejszy trening się uda bo właśnie się zorientowałem, że kuna po raz kolejny przegryzła przewód do chłodnicy w samochodzie i prawie się zapalił rozbryzgujący płyn chłodzący, Całę szczęście, ze samochód jechał krótko...

wtorek, 1 maja 2012

Na lato

Zawsze coś z zagranicy jest po angielsku. Dziś szczęśliwym zbiegiem okoliczności coś będzie po rosyjsku. Najstarsi dadzą radę: