Kategorie

archiwum (2) fizyka (70) fotografie (49) głupie (7) historia (75) inne (75) karate (99) kata (37) książki (21) multimedia (118) nie wiem już co (18) obozy (18) recenzje (10) rycerka (21) samoobrona (7) seminaria (18) sponsorzy (2) sport (28) technika (85) trening (226) turnieje (17) virtualny sensei (3) ważne (144) wiedza (152) zapisy (10)

czwartek, 23 lutego 2012

Marek- imadełko

Czwartkowy trening. Dzisiaj mniej nauki, więcej treningu. Sporo piłki i kilka wskazówek do indywidualnego ćwiczenia. Spełniłem prośbę Marcina o większą ilość walk, ale dla bezpieczeństwa napalonych kurczaków zrobiliśmy TO znowu w parterze. Kilka walk z rzędu ciągle jeszcze skutecznie nas wypompowuje z energii, ale sporo uczy. Dorzuciłem więc zadaniówki i do zastosowania jako technika kończąca było obligatoryjne duszenie, jedno ze znanego arsenału. Była już 20.05 i Marek ściskając mnie ze wszystkich kierunków mówi: "A może mogę zastosować wszystko co znam, nie tylko duszenia, których nie znam?". Co mi tam-myślę. "Pewnie, że możesz!" W końcu na podłodze sobie z nim radzę, więc nie ma stresu. No i stało się, ledwo 3 razy wywinąłem się z jego uścisku z myślą, że złamie mnie wpół. Wtedy założył dźwignię na stopę, zrewanżowałem mu się tym samym z nadzieją, że zrobiłem to lepiej i skuteczniej. Może lepiej, ale słabiej. Marek syczał: "Czas do domu". Miałem do wyboru nogę bądź splendor i wybrałem nogę. Marek tym razem górą!